35 lat temu milicjanci zabili Grzegorza Przemyka.
Bili tak, „żeby nie było śladów”

0
1164

14 maja 1983 roku zmarł Grzegorz Przemyk, poeta, syn poetki Barbary Sadowskiej, uczeń klasy maturalnej XVII LO im. Frycza Modrzewskiego. Został pobity przez milicjantów na komisariacie Stare Miasto. System wymiaru „sprawiedliwości” PRL został zaprzęgnięty do zacierania śladów. Tuszowanie zbrodni było anatomią tego, jak prawo wykorzystać do bezprawia. 

Młody chłopak pisał wiersze, grał na gitarze. Milicjanci z prowincji, pełniący służbę tego dnia na warszawskim Starym Mieście, zapewne nie wiedzieli nawet kogo biją. Jednak po zbrodni aparat represji i wymiar sprawiedliwości został zaprzęgnięty w tuszowanie sprawy i ukrycia sprawców. Była to jedna z najgłośniejszych spraw dotyczących aparatu represji PRL lat 80.

12 maja 1983 roku Grzegorz został zatrzymany przez milicjantów na Placu Zamkowym w Warszawie, kiedy wraz z kolegami świętował zdaną pisemną maturę. Zomowcy stłukli go pałką już pakując chłopca do nyski. Gdy katowany maturzysta w komisariacie MO przy ul. Jezuickiej wył z bólu, milicjant z dyżurki doradził, żeby bili tak, by nie zostawiać śladów.

Świadkiem tych scen był kolega Grzegorza Cezary F. Do pobitego do nieprzytomności 19-latka milicjanci wezwali karetkę, która zabrała go na pogotowie przy ul. Hożej. Po dwóch dniach zmarł w szpitalu w wyniku urazów jamy brzusznej.

Mszę żałobną za Przemyka odprawił ksiądz Jerzy Popiełuszko w kościele pw. św. Stanisława Kostki na warszawskim Żoliborzu, a pogrzeb odbył się na Cmentarzu Powązkowskim 19 maja 1983 r.

Do sprawy Biuro Polityczne KC PZPR poleciło powołanie zespołu pod kierownictwem gen. Mirosława Milewskiego. To tam padły słowa, Kiszczaka: „gdybyśmy chcieli rozprawić się z Przemykiem, wzięlibyśmy fachowców”.

Proces domniemanych sprawców ruszył w maju 1984 roku. Zakończył się skazaniem sanitariuszy oraz lekarki – załogi karetki pogotowia, która przybyła po ciężko pobitego.

W specjalnym piśmie z 2 listopada 1984 roku szef MSW Czesław Kiszczak pisał „W wyniku długotrwałej, żmudnej pracy prowadzonej przez funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej i Służby Bezpieczeństwa zgromadzono materiał procesowy obrazujący faktyczny przebieg zdarzenia i role jego uczestników, stanowiący zarazem podstawę do uniewinnienia funkcjonariuszy MO i skazania rzeczywistych sprawców śmierci G. Przemyka”.

Po roku 1989 wyroki skazujące sanitariuszy i lekarkę uchylono, a zarzuty postawiono milicjantom, którzy zostali skazani, chociaż nie wszyscy. W grudniu 2009 roku Sąd Apelacyjny w Warszawie uznał, że sprawa Grzegorza Przemyka przedawniła się z dniem 1 stycznia 2005, a tym samym umorzył wszystkie postępowania.

Przypomnijmy, że o zabiciu Grzegorza informowali opozycyjni dziennikarze, Radio Wolna Europa, BBC, zachodnia prasa. Jego pogrzeb stal się wielotysięczną manifestacją polityczną.

Na podstawie zachowanych dokumentów można wysnuć wniosek, że Służba Bezpieczeństwa nie miała z samym pobiciem nic wspólnego.  Z tuszowaniem sprawy i zastraszaniem świadków – już jak najbardziej.

Przypomnijmy, że najmłodszą ofiarą stanu wojennego był 17-letni Emil Barchański, zatrzymany za podpalenie pomnika Feliksa Dzierżyńskiego w Warszawie. Ciało Barchańskiego zostało znalezione w Wiśle. Został zamordowany. Niestety brakowało świadków i twardych dowodów. W przypadku Grzegorza Przemyka jego koledzy, jak Cezary F., jak zomowcy go bili, i uderzali łokciem w brzuch, a Kuba K., stał pod drzwiami komisariatu i słyszał, jak jego kolega przeraźliwe krzyczy.

Dramatu i znaczenia sprawie dodaje fakt, iż  wydarzyła się ona na trzy tygodnie przed tym, gdy do Polski miał przyjechać papież Jan Paweł II, a władze PRL chciały koniecznie pokazać Zachodowi, że sytuacja w Polsce uległa normalizacji.  Czesław Kiszczak zwrócił się więc do swego zaufanego człowieka płk. Romualda Zajkowskiego, o „wewnętrzne” zbadanie sprawy. Ten ustalił, że Przemyka nie rozpracowywała SB, a „problem” sprowadzał się do tego, że kilku narwańców przesadziło z biciem chłopaka oraz doradzał postawienie ich przed sądem, co pokaże, że milicja nie zamierza tolerować bestialstwa.

Tyle, że w rozmowie z generałem Józefem Beimem, komendantem głównym MO, wysłannik Kiszczaka usłyszał, że ów nie poświęci żadnego ze swoich ludzi.  Kiszczak nie odwołał Beima, by nie powstał precedens w resorcie, więc rozpoczęło się zamiatanie sprawy „pod dywan”. Struktura kłamstwa doprowadziła do posadzenia na ławie oskarżonych niewinnych ludzi z pogotowia. To była wyjątkowa perfidia.

Na szczęście główny świadek Cezary F. nigdy się nie poddał i nie odwołał zeznań mimo szantażu i nacisków m.in. na jego ojca. Cezary F. stanął przeciwko systemowi, mimo, że zajmowali się jego osobą wysocy funkcjonariusze MSW. Nie zdołali go złamać. Byli bezradni wobec młodego chłopaka  po zawodówce. A on nadal twardo mówił, że to milicjanci pobili Grzegorza Przemyka.

Ojciec Grzegorza – Leopold, widział syna po raz ostatni w sobotę, tuż przed jego śmiercią. Chłopak przyszedł po spinki do koszuli. Umówili się, że przyjdzie znów za kilka dni, żeby opowiedzieć, jak poszła matura. Przez dwie dekady, do swej śmierci, upominał się o prawdę. Matką zaś była poetka związana ze Społecznym Komitetem Prymasowskim i ówczesną opozycją Barbara Sadowska.

Co jest nader ciekawe i oburzające, że ci, którzy tuszowali sprawę w milicji i prokuraturze w III RP kontynuowali karierę, niezależnie od rządzącej opcji. Milicjant, który zebrał „dowody” obciążające sanitariuszy i doktor pogotowia awansował i był komendantem rejonowym policji na Mokotowie, prokuratorzy nadal prowadzili postępowania, nawet ci z prokuratorskiej specgrupy prok. Bardonowej, zajmującej się śledztwami politycznymi w latach 80, awansowali w kolejnych latach i można ich było odnaleźć w strukturach na szczeblach kolejnych prokuratur.

Łamanie sumień, by spełnić oczekiwania tych, czy owych polityków co do wyroków oraz poszukiwanie i promowanie usłużnych i spolegliwych sędziów jest niebezpieczne dla wolności obywatelskich. 

Milicjanci K. i D., którzy dopuścili się śmiertelnego pobicia Grzegorza, po 1989 r. byli policjantami w jednym z miast na Zamojszczyźnie. Żaden nie spędził ani dnia w więzieniu.  Proces oprawców ciągnął się niemiłosiernie. III RP nie zdołała uporać się ze sprawą.

źródło:www.solidarnosc.gda.pl